Przegrałam z: Niech w końcu coś się zdarzy - Trixi Von Bulow
Tego jeszcze u mnie nie było i oby nie pojawiało się zbyt często! Przegrałam z... ma na celu przedstawienie Wam książek, które rozpoczęłam i ich zwyczajnie nie skończyłam. Nie lubię zostawiać rozpoczętych książek, ale życie jest tak krótkie, na świecie jest tak wiele ciekawych pozycji, że nie ma sensu marnować czasu na coś co nas męczy i w ogóle nie interesuje. W tych postach będę dawać upust emocjom, trochę narzekać i marudzić. Myślę, że o tych słabych książkach też warto mówić, może oszczędzimy komuś nerwów ;)
Fabuła jest bardzo schematyczna, otóż kobieta przed 40 rozwodzi się z mężem i pragnie ułożyć sobie życie na nowo. Chyba każdy czytelnik spotkał przynajmniej jedną tego typu historię. Idźmy dalej. Główna bohaterka - FRITZI (sorry, ale w tym wypadku brak komentarza będzie chyba najlepszy...) - zostaje sama z córką w wieku szkolnym, pracuje w wydawnictwie Best & Seller, zarabia niewiele, ledwo wystarcza jej na życie a jakby problemów miała za mało wpada w ogromne kłopoty finansowe. Dochodzi do tego, że musi rozwiązać fundusz, lokatę, cokolwiek, gdzie odkładała pieniądze na wybudowanie własnego domu (obecnie mieszka na stancji). Kiedy już staje się szczęśliwą posiadaczką sporej sumy, zamiast pomyśleć, rozplanować i wykorzystać ją jak najlepiej, udaje się do sklepu i kupuje: najpierw najpiękniejszą sukienkę a zaraz po niej najdroższą torebkę w swojej kolekcji. Tyle mi wystarczy, ja już wiem wszystko.
Jedna idiotyczna postać to za mało, pani Bulow przygotowała dla nas kolejną świetną babkę. Chodzi mi o najlepszą przyjaciółkę - Johannę. Ta próbuje za wszelką cenę znaleźć Fritzi faceta. Kobieta oszalała... Nie do końca wiem jak to określić takie zachowanie, nie można chyba nazwać kogoś, kto szuka partnera dla drugiej osoby desperatką, ale tak właśnie zachowuje się Johanna. Tak jakby wszystkie cechy zdesperowanej kobiety przelać na jej przyjaciółkę i dać wolną rękę. To jej bardziej zależy na tym, by Fritzi kogoś sobie znalazła. Zrezygnowałam z lektury gdy najlepsza przyjaciółka zaczęła decydować z kim powinna a z kim nie powinna umawiać się główna bohaterka...
Warto jeszcze wspomnieć o samym miejscu pracy Fritzi. Wydawnictwo Best & Seller skłoniło autorkę do wylania swoich żali w temacie książek, które wychodzą na rynek. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się czytać w powieści pokroju dokładnie takich lekkich czytadeł, jakim niewątpliwie jest owa pozycja, narzekania na tego typu literaturę. Już na samym początku książki, autorka sama krytykuje powieści kobiece pół stronicowym wywodem na temat ich bezsensowności i nieprzydatności. Brawo, świetna robota!
Nie znoszę pustych, irytujących postaci w książkach. Nic mnie tak nie denerwuje jak idiotyczne podejście kobiet do życia, nudne jak flaki z olejem opisy i nic nie wnoszące historie. Przeczytałam niewiele, bo tylko 100 na 281 stron ale tyle wystarczyło mi w zupełności by umrzeć z nudów. Dalszy los Fritzi kompletnie mnie nie interesuje i z czystym sumieniem odkładam książkę z powrotem na półkę.
Znacie Niech w końcu coś się zdarzy?
Podzielacie moją opinię czy Wam książka się podobała? :)
Podzielacie moją opinię czy Wam książka się podobała? :)
I bardzo chciałabym poznać Wasze zdanie na tema tego typu postów.
Czekam na komentarze! :)
Tej konkretnej nie znam, ale znam powieści pisane właśnie w takim inteligentnym stylu. To przez nie tak bardzo obawiałam się sięgnięcia po "Zanim się pojawiłeś", które swoją drogą też należy do "Leniwej niedzieli".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Paulina z naksiazki.blogspot.com
Czytałam inną książkę autorki "Zanim się pojawiłeś" i bardzo mi się podobała więc "Leniwa niedziela" w tym przypadku mnie nie odstrasza.
UsuńAle od powieści pokroju "Niech w końcu bla bla bla..." muszę trzymać się jak najdalej.
To ja nawet nie będę do tej książki zasiadać, bo zaraz po początku miałabym ochotę rzucić ją w kąt ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam, a i nawet się za nią nie zabieram! :D
OdpowiedzUsuńNie czytałam powyższej książki - i zapewne nie przeczytam :P U mnie też się nie zdarza nie dokończyć książki, choć mam jeden taki tytuł "Ptasznik" - nie dałam rady :(
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak zawiodłaś się na lekturze. Nie mam jej w najbliższych planach. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie znam tej książki, ale jakoś bliżej jej poznawać nie będę :/ Cieszę się, że na Twoim blogu będzie się pojawiał taki cykl, jest bardzo interesujący :) Fritzi XD
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Straszliwie nie lubię rozpoczynać książek i ich nie kończyć - chyba jestem książkową masochistką... jednak czasami trzeba to zrobić i już. Nie lubię tak schematycznych i nudnych historii, więc odpuszczam sobie.
OdpowiedzUsuńTeż jestem za tym, żeby porzucać irytujące książki (chociaż nie zawsze jest to łatwe...), ale z drugiej strony nie można oceniać historii, której się nie skończyło. Przykładowo w dwóch książkach Martina pojawiały się denerwująco naiwne postacie wplątane w idealistyczną historyjkę. Później okazywało się, że w przeciwieństwie do bohaterów, opowieść nie jest naiwna, a postaci za swoją łatwowierność zostały ukarane. Gdybym nie skończyła ich czytać, pewnie dużo gorzej oceniłabym autora, a nie miałabym racji ;)
OdpowiedzUsuń