Rozgrywka - J. Sterling



Lubicie historie z akcją rozgrywającą się w college'u? :) Od kiedy przeczytałam pierwszy tom z serii Off Campus Elle Kennedy bardzo polubiłam osadzone tam historie. Przypominają mi amerykańskie filmy młodzieżowe, a mam do nich ogromny sentyment. Rozgrywka, o której chciałabym Wam opowiedzieć idealnie wpasowuje się w ten klimat. 

Jak to w książkach new adult zazwyczaj bywa, mamy dwoje głównych bohaterów. Cassie, która niedawno przeniosła się do Fullton, gdzie studiuje jej najlepsza przyjaciółka. I Jacka, który w Fullton jest największą gwiazdą. Ona interesuje się fotografią i z nią wiąże swoją przyszłość. On natomiast aspiruje do roli najmłodszego i najlepszego zawodowego gracza w baseball. Poznają się na imprezie i chociaż Cassie od początku planuje trzymać się od niego z daleka, to Jack wydaje się być gotowy zrobić wszystko, żeby przekonać ją do jednej randki. I ku swojemu zaskoczeniu ma nadzieję, że na tym jednym spotkaniu się nie skończy. Niezdobyty do tej pory uczelniany gwiazdor zakochuje się w jedynej dziewczynie, która nie zwraca na niego uwagi.

Coraz częściej zadaję sobie pytanie, ile takich samych książek jest w stanie znieść przeciętny czytelnik? A jeszcze częściej zastanawiam się dlaczego, mimo tylu podobieństw i tak wyraźnych niedociągnięć, te wciąż powielane schematy nadal mnie w jakiś sposób bawią?

Zacznę od słabych stron, bo chciałabym skończyć pozytywnym akcentem. 

Tak wiele jest powieści dla młodych dorosłych, że chyba nie sposób w każdej z nich znaleźć czegoś, co nigdy wcześniej się nie pojawiło. Powielanie przestaje mnie już dziwić, za to coraz bardziej przeszkadzają mi sztuczne popędzanie akcji, uproszczenia, niekonsekwencje i absurdalne wydarzenia. A tych w Rozgrywce jest naprawdę sporo. Mam wrażenie, że autorka gdzieś się spieszyła, a w tym pośpiechu zgubiła kilkadziesiąt stron książki. Zabrakło rozwinięcia pobocznych wątków, które dopełniłyby historii. Nawet wydarzenia, które miały definiować zachowanie bohaterów zostały przedstawione bardzo pobieżnie. W efekcie nie wywołały we mnie żadnych emocji. Wiele emocji pojawiło się natomiast przez uproszczenia i niekonsekwencje. Przez skrótowe podejście do rozwijania tła historii pojawiła się przeraźliwa ilość domykanych na siłę i jak najprościej wątków. To z kolei poskutkowało rażącą w oczy niekonsekwencją. Głównie w decyzjach i postępowaniu bohaterów. A skoro o tym mowa - absurdalność niektórych zachowań i wydarzeń, które powodują, zupełnie nie mieści się w głowie. Przy Rozgrywce małe potknięcia spowodowały efekt domino i pociągnęły za sobą kolejne wpadki.


Ogromny plus przyznaję autorce za pasje, jakie podarowała Cassie i Jackowi.

Autorzy rzadko wybierają baseball jako dziedzinę sportu dla swoich bohaterów. Wertując w myślach książki, które znam, nie udaje mi się wyłapać ani jednego takiego tytułu. Jack jest całkiem pochłonięty swoją pasją i bardzo szybko pnie się po szczeblach kariery. To wiąże się z częstymi wyjazdami, a finalnie z całkowitą zmianą miejsca zamieszkania. Cassie natomiast nie wyobraża sobie siebie bez fotografii. Ma jasno określone cele, wie czego chce, a gdy dostaje propozycje podjęcia stałej pracy w jednym z lepszych magazynów bez wahania ją przyjmuje. Tym samym godząc się na przeprowadzkę do innego miasta. Bohaterowie spełniają marzenia, zdecydowanie idą po swoje a w tym wszystkim próbują znaleźć miejsce na uczucie. Nie rezygnują z siebie i nie stawiają związku na piedestale. Zdają sobie sprawę z trudności jakie mogą ich spotkać. I z pełną świadomością w to wchodzą.  Podoba mi się, że autorka mimo usytuowania romansu na pierwszym planie Rozgrywki nie uczyniła go priorytetem dla Cassie i Jacka, że bohaterowie poza fascynacją sobą mają jeszcze inne zainteresowania. Czy uda im się pogodzić miłość z pasją - tego dowiecie się czytając książkę.

Z uwagi na to, że w Rozgrywce opisane są losy młodych bohaterów, którzy stoją przed ważnymi życiowymi decyzjami, z pewnością ma ona szansę spodobać się tym, którzy mierzą się z podobnymi problemami.  Jej przystępna i lekka forma sprawia, że przez historię Cassie i Jacka brnie się bardzo szybko i sprawnie. Przeczytałam ją w jeden wieczór i szczerze mówiąc nawet nie wiem jak to się stało. Rozgrywka wciąga, a dzięki temu, że treść nie jest wymagająca, pozwala się zrelaksować. Ale nie mogę powiedzieć, że książka podobała mi się w stu procentach. Mam jej za dużo za zarzucenia. Była w porządku. I z tym Was zostawię.


Wracając do pytania, które zadałam sobie wcześniej, odnośnie powtarzalności i dlaczego to właściwie wciąż nam się podoba, mam tylko jedną teorię. Czasem potrzebujemy czegoś co już znamy i przy czym będziemy mogli całkiem się wyłączyć. Zupełnie jak z filmami - ciągnie nas do znanych form, bo wiemy, że uda nam się przy nich odpocząć i trochę się zresetować. I taka właśnie była dla mnie Rozgrywka

A może macie jakąś inną odpowiedź na niedające mi spokoju pytania? :) 



Rozgrywka do kupienia  w Empiku.



Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN.

Trzy razy tak dla czytników! - Zatety posiadania czytnika.

Moja relacja z czytnikiem sięga 2015 roku, kiedy postanowiłam kupić go po raz pierwszy. To była skrajnie nieprzemyślana decyzja, ale wiedziałam, że jeśli w tej chwili nie będę go miała, to oszaleję. Macie tak czasami? Mnie się zdarza - ostatnio przy okazji kupowania szafki na buty... Kupiłam zatem czytnik, pierwszy lepszy, i przez całe dwa dni się z nim nie rozstawałam. Na pewno to znacie, ot, chwilowa fascynacja nową rzeczą. Po dwóch dniach odłożyłam go na półkę i tak przeleżał miesiąc. Aż w końcu stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie i odsprzedałam. 

Już byłam pewna, że nigdy więcej, że nie potrzebuję. Że to tylko zwykły gadżet, który sprawi, że ludzie nie będą brać do rąk papierowych książek, i że z pewnością przyczyni się do zagłady świata. :) No i przecież papier, to papier, nic go nie zastąpi! W tej chwili nie wyobrażam sobie, że mogłabym go nie mieć. I nie tylko ja chętnie z niego korzystam, przekonał się także mój chłopak. Dzięki temu czyta częściej i więcej niż wcześniej.

Mój wybór padł na Pocketbook Touch Lux 3 z trzech względów.
  1. Posiada duże fizyczne przyciski, które są bardzo wygodne, oraz możliwość podświetlenia ekranu - obie te funkcje bardzo poprawiają komfort czytania.
  2. Czytniki Pocketbook oferują dostęp do aplikacji Legimi.
  3. Znałam już ten model, dokładnie taki był mój pierwszy czytnik.
Tym razem decyzja była przemyślana. Przeanalizowałam za i przeciw. Za wygrało zdecydowaną większością. Ci z Was, którzy prowadzą blogi książkowe w pewnym momencie na pewno zastanawiali się nad kupnem czytnika. To znacznie ułatwia i przyspiesza pracę. 



Nie chciałabym Was na siłę przekonywać, że czytnik jest lepszy, niż książki papierowe, bo uważam, ze nie powinno się rozpatrywać kwestii posiadania/nie posiadania czytnika w ten sposób. Nigdy nie zrezygnuję z papierowych książek, ale uważam, ze wygodnie jest mieć czytnik. Przedstawię Wam 3 argumenty, które moim zdaniem przemawiają za posiadaniem go, po prostu.


Jest wygodny, lekki i zajmuje mało miejsca.

Nie raz zdarzyło mi się przerzucać z papierowej książki na jej wersję elektroniczną tylko dlatego, że niewygodnie trzymało mi się tę pierwszą w rękach, albo była zbyt ciężka. Jestem typem osoby, która uwielbia czytać w wannie i tam wolę zabrać ze sobą czytnik, dlatego że jest lżejszy. Jest mniejsze prawdopodobieństwo, że go upuszczę. Nie wyobrażam sobie podróży bez towarzystwa czytnika. W minione wakacje bardzo dużo (i długo) jeździłam. Pocketbook był ogromnym luksusem. Nie dość, że dzięki podświetleniu ekranu mogłam czytać nocą, to przez naprawdę długie godziny spędzone w pociągach mogłam do woli przebierać w książkach. W końcu czytnik zajmuje mało miejsca, a jest w stanie pomieścić tysiące tytułów. Pomyślcie tylko jak bardzo zmniejszają się ograniczenia, kiedy zapakujemy cały czytelniczy bagaż w to jedno niewielkie urządzenie.

Przyspiesza i ułatwia czytanie.

Nie do końca wiem dlaczego, ale znacznie szybciej kończę książki elektroniczne, niż papierowe. Może faktycznie wpływa na to czas zaoszczędzony przy przewracaniu stron? ;) Na pewno pomaga wielkość liter, którą możemy dostosować do swoich upodobań. Wiadomo - im drobniejszy druczek tym ciężej i wolniej się czyta. Ogromną zaletą Pocketbooka (nie wiem jak to jest z innymi czytnikami, ale przypuszczam, że każdy, niezależnie od firmy i modelu, który posiada łącze WiFi będzie miał taką funkcję) jest możliwość wyszukania nieznanego słowa w internecie. Wystarczy dłużej przytrzymać, kliknąć odpowiednią ikonkę i urządzenie samo przenosi nas do strony z wyjaśnieniem. To też idealne rozwiązanie dla osób, które chcą czytać po angielsku. Zagraniczne książki elektroniczne mają bardzo przystępne ceny. A jeśli posiadamy czytnik z wbudowanym słownikiem, to sprawa jest zupełnie prosta.

Nieograniczony dostęp do książek (no, prawie ;) .

A może powinnam napisać "błyskawiczny dostęp do książek". W końcu w momencie w którym kupujemy, otrzymujemy gotowy plik. Więc gdy o 2 w nocy zapragniecie sięgnąć po konkretny tytuł - po prostu możecie to zrobić. :) Jeśli książka już raz została wydana w formie elektronicznej, to nie powinno jej zabraknąć. W tej chwili prawie cała oferta wydawnicza ukazuje się w dwóch formach. Minusem może być cena - jest niewiele niższa od książek papierowych. Ale i z tym możemy sobie poradzić. Księgarnie proponują atrakcyjne promocje i ciekawe programy lojalnościowe. Powstają specjalne projekty, dzięki którym za niewielką kwotę możemy uzyskać dostęp do ebooków, i usługi subskrypcyjne, które odpłatnie dają dostęp do całej bazy danych pełnej książek. Jest też coś takiego jak Wolne Lektury. Jak sama nazwa wskazuje można tam znaleźć zupełnie darmowe ebooki.

Jest tylko jedna rzecz, którą traktuję jako minus.

Wyświetlacze w czytnikach są bardzo kruche, a ich wymianę wycenia się na równowartość nowego urządzenia. Miałam nieszczęście popsuć matrycę w swoim Pocketbooku. Wrzuciłam go do torebki bez etui. Musiał się zderzyć z kluczami. Tyle wystarczyło, by roztrzaskać matrycę. To uszkodzenie mechaniczne, a co za tym idzie nie podlega gwarancji. Wycena w punkcje serwisowym to 450zł, czyli niewiele mniej niż zakup nowego czytnika. Dlatego etui jest konieczne. Znacznie zmniejsza niebezpieczeństwo uszkodzenia.



Jaki jest Wasz stosunek do tych sprytnych urządzeń? Wydaje mi się, że uprzedzenia co do nich już trochę słabną. Macie swoje czytniki? Ja naprawdę bardzo przywiązałam się do mojego i z racji tego, na blogu od przyszłego czwartku zacznie pojawiać się ebookowa seria. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. :) 


Nie mamy pojęcia. Przewodnik po nieznanym wszechświecie - Jorge Cham & Daniel Whiteson


Nauki ścisłe zawsze sprawiały mi sporo problemów. I o ile udało mi się jako-tako polubić i przyswoić podstawy chemii, o tyle fizyka do tej pory pozostawała dziedziną, od której wolałam trzymać się z daleka - mimo szczerego zainteresowania odkryciami i ogromnym podziwem dla zawodowo lub hobbystycznie zajmujących się fizyką. Najpierw demotywujący wpływ niekończącej się ilości materiału do przyswojenia, którego nijak nie szło zrozumieć, a później  przerażenie brakiem wystarczającej wiedzy wygrywało z ciekawością.


Zastanawiacie się pewnie, czy w takim razie zwariowałam i co właściwie skłoniło mnie do sięgnięcia po książkę o fizyce? Odpowiedź jest bardzo prosta: autorzy piszą o tym czego o wszechświecie nie wiemy, a to brzmi naprawdę ciekawie. Poza tym wystarczy przeczytać opis z tyłu książki - już samo to jest ogromnie zachęcające!

Książki popularnonaukowe zazwyczaj serwują gotowe odpowiedzi na interesujące nas tematy. Wiedzę naukową, często dla nas niezrozumiałą, przekuwają w przystępną i ciekawą treść. Nie mamy pojęcia, mimo, że bez wątpienia jest książką popularnonaukową, nie udziela odpowiedzi na żadne nurtujące czytelników pytania. Autorzy znacznie wykraczają poza definicję gatunku i zamiast przedstawiać fakty, obnażają kolejne niewiadome.



Ze wszystkich stron zalewają nas informacje na temat osiągnięć naukowców w przeróżnych dziedzinach. Za to nieczęsto mówi się jak wiele jest jeszcze do odkrycia. Dlatego mogłoby się wydawać, że jako ludzkość mamy już naprawdę dużą wiedzę na temat tego co nas otacza. Okazuje się, że to tylko wierzchołek góry lodowej.

Autorzy postanowili zainteresować czytelnika częścią wszechświata o której nie mamy żadnego pojęcia. A zrobili to naprawdę świetnie. Chociaż muszę przyznać, że zanim zaczęłam czytać, pobieżnie przejrzałam wnętrze książki i pomyślałam, że nieźle się wkopałam. Nie będę ukrywać, że podchodziłam do Nie mamy pojęcia z rezerwą. Zupełnie nie spodziewałam się, że tak bardzo mi się spodoba. Że tak bardzo mnie wciągnie, trochę odczaruje te złe oblicze fizyki, a w końcu uświadomi mi, że najprawdopodobniej nie trafiłam na odpowiednich nauczycieli. Bo zdecydowanie więcej wiem po lekturze, niż po 6 latach uczęszczania na lekcje - co nie zmienia faktu, że nadal wiem niewiele. :) I tak sobie myślę, że gdyby podręczniki szkolne wyglądały tak jak Nie mamy pojęcia, to nasze szkolne życie byłoby o wiele prostsze. :)


Przede wszystkim ze względu na luźne podejście do tematu.

Musicie wiedzieć, że to najzabawniejsza książka popularnonaukowa jaką miałam w rękach. Daniel Whiteson bawi się tekstem bawiąc jednocześnie czytelnika. Przedstawia zagadnienia fizyki współczesnej w bardzo prosty i przystępny sposób - chociaż wcale nie porusza banalnych spraw. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest zupełnie przeciwnie. Mamy tu bowiem naprawdę ciężkie zagadnienia, które dzięki lekkiej formie i zabawnej otoczce przestają być takie straszne. Mam wrażenie, że wyobraźnia Whitesona jest niczym nieograniczona. Analogie i przykłady, których używa brzmią często zupełnie absurdalnie, ale idealnie obrazują i upraszczają to co chce przekazać. Na każdej ze stron znajdują się przezabawne i absolutnie genialne rysunki - ich autorem jest Jorge Cham - jego krótkie internetowe komiksy znajdziecie na stronie phdcomics.com. Jestem pewna, że przynajmniej raz trafiliście na nie przeglądając internet. To idealne dopełnienie treści.


Czego nie dowiemy się czytając Przewodnik po nieznanym wszechświecie?

Z całą pewnością nie znajdziemy w nim odpowiedzi na pytania czym jest ciemna materia, i czym jest ciemna energia? Czy jesteśmy sami we wszechświecie?  Możecie być pewni, że nie dotrzemy do wszystkich tajemnic, które ukrywa przed nami grawitacja. No i jak to jest z tym czasem? - dlaczego biegnie do przodu i czy kiedyś się zatrzyma (na marginesie wspomnę Wam, że rozdział o czasie jest moim ulubionym :). To tylko kilka przykładowych zagadnień, ale możecie być pewni, że reszta brzmi równie ciekawie.

Znajdziemy w nim natomiast całą masę przypuszczeń i bardzo hipotetycznych teorii. Kolejne pytania generujące więcej pytań, wciąż pozostających bez odpowiedzi. A co, gdyby udało się znaleźć odpowiedzi na chociaż część z nich? O wszechświecie!, nawet nie zdajecie sobie sprawy, jakie to wszystko jest ciekawe!


Cały czas sprawdzamy, jak czas upływa. Mówimy, że czas może być cudowny, gorący, właściwy lub nie najlepszy. Mamy czas przeszły, teraźniejszy i przyszły. Co jakiś czas (wiosną) zmieniamy czas na letni, a po pewnym czasie (jesienią) na zimowy. Pamiętamy o dobrych i złych czasach. Nie tracimy czasu - albo właśnie go tracimy. Spędzamy czas świadomie, albo go zabijamy, czasami też czas przecieka nam między palcami (wtedy nam go szkoda, bo czas to pieniądz!). Czasem wlecze się nieznośnie, od czasu do czasu nagli. Czasami mówimy "czasem" a czasem "czasami". Mamy czas wolny (rzadko), ale przez większość czasu zwyczajnie brakuje nam czasu. Takie czasy.
 Trochę o czasie... bo naprawdę lubię ten rozdział. :) str. 135-136

Nie mamy pojęcia. Przewodnik po nieznanym wszechświecie może być idealną rozrywką zarówno dla osób w wieku szkolnym, jak i dla dorosłych. Myślę, że jest w stanie każdego przekonać do fizyki współczesnej, albo chociaż do niektórych jej zagadnień. Nawet jeśli ktoś, zupełnie jak jak, wytrwale starał się jej unikać.

Może być dobrym pomysłem na prezent. Jest niebanalna, ciekawa, przezabawna  i ładnie wydana. Oby jak najwięcej takich publikacji.



Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Insignis.



Jak edytuję zdjęcia?


Dostaję mnóstwo pytań odnośnie edycji zdjęć i sprzętu, którym fotografuję. Bardzo cieszy mnie fakt, że podobają Wam się moje zdjęcia, ale odpowiadanie na to samo pytanie kilka razy dziennie jest trochę męczące. Dlatego wychodzę z propozycją postów fotograficznych. Raz na jakiś czas. Liczę na to, że rozwieją wszelkie wątpliwości, zaspokoją ciekawość a może nawet Was zainspirują.

Na pierwszy ogień edycja zdjęć. Aplikacje, kwestie na które zwracam uwagę przy obróbce i dokładny opis tego jak przerabiam swoje zdjęcia. 




Aplikacje



Używam trzech aplikacji, a każda z nich służy mi do czegoś innego. W kwestii filtrów jestem niezmiennie, od kilku lat, wierna VSCO.  Uważam ją za najlepszą z najlepszych. Podstawowa baza filtrów jest skromna, ale można ściągnąć lub dokupić kolejne. Sama bardzo dawno temu skusiłam się na kilka paczek i ani trochę nie żałuję. Niedawno pojawiło się też rozszerzenie VSCO X, które daje dostęp do wszystkich, ponad stu, filtrów i dodatkową możliwość edycji filmów! Subskrypcja roczna to koszt 90,99 zł. Tu wyrównuję też kadry, jeśli jest taka potrzeba i przycinam zdjęcia.

Wszelkie dodatkowe konieczne poprawki (jasność, cienie i prześwietlenia) wynikające z filtra, który nałożyłam na zdjęcie, poprawiam w Snapseed. Ta aplikacja nie zmniejsza nasycenia barw przy rozjaśnianiu, dlatego wygrywa ze wspomnianym wcześniej VSCO. Ale to nie wszystkie jej zalety. W Snapseed znajdziecie mocno rozbudowaną zakładkę Narzędzia. Większości z funkcji pewnie nigdy nie użyjecie, ale warto poprzeglądać je i trochę się pobawić. Z tych bardziej przydatnych polecam Naprawianie, które pozwoli Wam usunąć niechciany przedmiot ze zdjęcia, i bardzo prostą rzecz czyli Tekst. Co prawda wybój fontów jest mocno ograniczony, ale to dobrze - są one na tyle uniwersalne i proste, że na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.

I w końcu to, co w ostatnim czasie ciekawi Was najbardziej - Filterloop. To tu zdjęcie ze zwykłego staje się retro. Nakładanie tekstury jest jedyną rzeczą do której używam tej aplikacji. Baza tekstur jest naprawdę spora. Nie wszystkie są jednak darmowe i nie każda upiększy Wasze zdjęcie. Tu też warto poszperać i trochę się pobawić. A jeśli interesuje Was rozszerzenie aplikacji do Pro, to koszt jest zupełnie nieduży - niecałe 10zł.

Wspomnę jeszcze o Lightroomie. Od jakiegoś czasu korzystam z niego w pełnej wersji na komputerze, ale aplikacja na telefon też może się bardzo przydać. Znajdziecie w niej dużo narzędzi, które pokrywają się z tymi w pełnej wersji. Wypróbujcie funkcji Clarity na swoich zdjęciach (znajdziecie ją pod zakładką Efects na pierwszej pozycji). Pobawcie się też kolorami, ich odcieniami, nasyceniem i jasnością (zakładka Color a w niej kolejna zakładka MIX). Pamiętajcie tylko, by nie przesadzić i utrzymać zdjęcie w naturalnych barwach. :)






Edycja zdjęć:


Kilka podstawowych rzeczy, na które zwracam największą uwagę przy edycji:
  • jasność - zależy mi na tym, by wszystkie szczegóły zdjęcia były dobrze widoczne. Rozjaśniam lub przyciemniam, zwiększam intensywność cieni albo ją zmniejszam. W zależności od tego, czego akurat potrzebuję. Dbam o to, żeby moje fotografie nie były prześwietlone - to można obrobić, ale jednak lepiej nie dopuszczać do zbyt dużego prześwietlenia już momencie robienia zdjęcia.
  • ostrość - wyostrzenie zdjęcia może zrobić mu wiele dobrego, ale też zupełnie popsuć. Dlatego radziłabym ostrożnie podchodzić do narzędzia ostrości i tylko delikatnie przesuwać jego wartość. Sprawdźcie funkcję Clarity w Lightroomie. ;)
  • dobór odpowiedniego filtra - naprawdę ważna sprawa. Filtry poprawiają wygląd zdjęcia, ale jeśli są źle dobrane, mogą je popsuć. Unikam tych zbyt intensywnych, całkiem zmieniających kolory na fotografii. Ciężko się na to patrzy.


Jak ja to robię:

Zacznijmy od początku. :) Wykonuję zdjęcia Canonem 1300D, a obiektyw z jakiego korzystam to 50mm f/1.8. Zapisuję zdjęcia w formacie RAW, który daje mi znacznie większe pole manewru niż JPG jeśli chodzi o edycję. Pamiętajcie tylko, że niewiele programów otwiera ten format! Nawet podstawowa (darmowa) wersja Lightroom'a na telefon go nie obsługuje. Dlatego jeśli korzystacie tylko z aplikacji na telefon pozostańcie przy JPG. :)

Do rzeczy! Pokażę Wam krok po kroku co robię i jak za każdym razem zmieniają się zdjęcia.


Surowe zdjęcia prosto z aparatu:




  • Importuję interesujące mnie zdjęcia do Lightroom'a. 
  • Stworzyłam sobie własny preset (zapisane ustawienia edycji zdjęcia, coś jak filtr w aplikacjach) dzięki któremu każde zdjęcie wygląda mniej więcej podobnie. Nakładam zatem preset, 
  • a następnie dodatkowo dostosowuję kolory, balans bieli, rozjaśniam/przyciemniam - bo każde zdjęcie jest inne i każde potrzebuje specjalnego traktowania. ;) Kiedy jestem zadowolona z efektu wrzucam zdjęcia na telefon.

W takim stanie trafiają na telefon:

Nie zmienia się wiele. Możecie zauważyć lekkie wyostrzenie. Delikatną różnicę widać też w kolorach. To co niewidoczne: wychodząc z Lightroom'a obrazy zmieniaja format na JPG. I na nim dalej pracuję. :)

Jeśli korzystacie wyłącznie z aplikacji w telefonie, to pracę nad zdjęciem zacznijcie od Snapseed lub Lightroom. Tam spróbujcie ustawić wszytskio to, o czym wspominam wyżej. :)



  • Przechodzę do VSCO. Tam wybieram filtr A4
  • Jeśli pojawiają się niechciane cienie, lub zdjęcie jest zbyt jasne korzystam ze Snapseed i poprawiam parametry. Najczęściej dostosowuję jasność i prześwietlenia.

I na tym mogłabym zakończyć:

Ale mnie wciąż mało. ;)


  • zdjęcia z nałożonym filtrem otwieram w Filterloop.
  • Wybieram zakładkę Textures,
  • tam szukam efektu Dust.
  • Nakładam efekt D07 na poziomie SCREEN (poziom natężenia możecie zmienić klikając kilka razy w wybrany efekt). Zatwierdzam, i dokładam D01 na tym samym poziomie.

Tak wyglądające zdjęcia trafiają na instagram:



Pamiętajcie, że nasze zdjęcia zawsze będą się różniły, nawet jeśli ja użyję Waszych ulubionych filtrów, a Wy moich, nigdy nie będą wyglądały tak samo. Ale warto się inspirować. Warto też szukać własnego stylu. I pamiętać, że zdjęcia to nie tylko dobrze dobrany filtr - chociaż robi naprawdę dobrą robotę. :)


Koniecznie dajcie mi znać, czy taka forma jest zrozumiała, ciekawa i pomocna. A jeśli chcecie zaproponować tematy na kolejne posty śmiało zostawiajcie je w komentarzu. :)

Wszystkie moje zdjęcia znajdziecie na instagramie. 


INSTA SZORTY


Insta szorty, czyli krótkie opinie, które dotychczas pojawiały się tylko na Instagramie. Od dziś będziecie mogli znaleźć je również tutaj. Cyklicznie - raz, dwa razy w miesiącu. Za każdym razem w zestawieniu po trzy. Tym razem zaczynamy od thrillera psychologicznego, następnie łagodzimy trochę klimat z powieścią obyczajową. Kończymy mocnym akcentem - kontrowersyjnym reportażem. Zapraszam.



BAD MOMMY. ZŁA MAMA - TARRYN FISHER


W Bad mommy główne skrzypce gra Fig - choć książka podzielona jest na trzy części, to ona jest ogniwem zapalnym - która w pogoni za idealnym życiem postanawia zaskarbić sobie sympatię nowych sąsiadów - Jonene i Dariusa - i wykorzystać ją w zupełnie niekonwencjonalny sposób. Taka sama sukienka, podobne zdjęcia na Instagramie, jedzenie w tych samych knajpach a nawet identyczna zasłona prysznicowa... To czysty przypadek czy umyślne kopiowanie stylu koleżanki? Czego jeszcze zapragnie Fig? I czy odważy się po to sięgnąć?

Uwielbiam sposób w jaki Fisher kreuje swoich bohaterów. Są przerażająco autentyczni, absolutnie hipnotyzujący - psychopaci z krwi i kości. To dzięki nim jej powieści nabierają niepokojącego klimatu. Taka też zapowiadała się być "Bad mommy". Napięta atmosfera od pierwszych stron dawała o sobie znać zwiastując przepyszny thriller psychologiczny. O ile jako thriller nie sprostała moim oczekiwaniom (ubolewam nad zmarnowanym potencjałem historii), o tyle pod względem kreacji psychologicznej bohaterów jak najbardziej tak! Otóż mamy tu psychopatkę, która przejawia cechy osobowości paranoicznej, doskonale ukrywającego się socjopatę a w końcu naiwnie opiekuńczą i przyjacielską postać, która stała się ofiarą nieczystych gier i manipulacji z ich strony.
Mieszanka wybuchowa! Warto sprawdzić co z niej wyniknie. 

To jak, otworzycie drzwi, kiedy zapuka do nich nowa sąsiadka?


ÓSMY CUD ŚWIATA - MAGDALENA WITKIEWICZ



Tym razem autorka zabiera nas do Wietnamu, gdzie razem z Anną przeżywamy romantyczną przygodę. Kobieta znajduje się w ciężkim momencie swojego życia. Zupełnie straciła nadzieję na prawdziwą miłość. Czuje się samotna. Lata lecą, a ona wciąż nie znalazła kogoś, kto będzie przy niej na dobre i złe. Gdy samotność zaczyna podsuwać jej niedorzeczne pomysły, na jej drodze staje Tomasz. 

Długo zastanawiałam się co napisać o "Ósmym cudzie świata". W końcu naprawdę lubię powieści Magdaleny Witkiewicz, więc i ta powinna mi się podobać. Dlatego, że jest w takim samym klimacie jak poprzednie książki autorki. Dlatego, że tak samo kipi pozytywną energią i tak samo rozgrzewa serducho. Ale coś się zmieniło w moim podejściu do książek. Potrzebuję czegoś innego, szukam nowych wrażeń i emocji. Czytanie kolejnej, opartej na niezmiennych schematach książki z serii zrozpaczona kobieta, która straciła nadzieję na miłość - niespodziewane odnalezienie mężczyzny idealnego, takiego na całe życie sprawia, że żadna historia nie jest wyjątkowa. A czy nie tego szukamy w powieściach?

To przyjemna pozycja. Taka na raz, na jeden wieczór. Magdalena Witkiewicz tradycyjnie zapewnia szczęśliwe zakończenie, solidną dawkę uśmiechów i wzruszeń. Na jesienną aurę, do ciepłej herbaty sprawdzi się świetnie. Bez wątpienia spodoba się fanom lekkiej literatury obyczajowej. 



CELIBAT. OPOWIEŚCI O MIŁOŚCI I POŻĄDANIU - MARCIN WÓJCIK


Czytujecie reportaże? Mnie ostatnio wpadł w ręce Celibat... Marcina Wójcika. Jako że byłam świeżo po lekturze Zakonnice odchodzą po cichu, to od razy zabrałam się za czytanie. 😊

Kościół kryje wiele sekretów. A znaczna ich część dotyczy księży. Jak naprawdę żyją, z jakimi pokusami się mierzą? Co robią, żeby ich uniknąć i czy w ogóle próbują ich unikać? Co sprawia, że decydują się na zawsze zdjąć sutannę? W końcu jak rozumieją celibat i ile on dla nich znaczy...

Celibat. Opowieść o miłości i pożądaniu to odważny reportaż, który skupia w sobie historie byłych i obecnych księży oraz kobiet, które były/są z nimi związane. Opowiadając o swoich przeżyciach nie przebierają w słowach i nie bawią się w półśrodki. Może dlatego ta książka tak bardzo wbija się w pamięć, a momentami wydaje się być wręcz niewiarygodna. Mimo że poczytania księży i ich luźne podejście do celibatu są już powszechnie znane, to to co można znaleźć na kartach tej pozycji przerasta wszelkie oczekiwania...
Bez wątpienia kontrowersyjny, często wprawiający w osłupienie i pozostawiający niesmak, a jednocześnie niezwykle lekki i przystępny w odbiorze reportaż. Tę książkę pochłania się na raz. I zapamiętuje na bardzo długo.

Myślę, że nie jest to tytuł, który można polecić albo nie... Jednak jeśli ktoś interesuje się tematem albo jest zwyczajnie ciekawy i szuka mocnej lektury to może się zainteresować Celibatem... .



Która z książek przykuła Waszą uwagę? Dajcie znać w komentarzu.

Etykiety

.kobiece .podsumowanie A.J. Finn Abbi Glines Adam Christopher Adam Kay Adrian Bednarek Agata Czykierda - Grabowska Agata Przybyłek Agnieszka Lis Alek Rogoziński Alex Marwood Alex Michaelides Alice Clayton Alice Feeney Alison Noel Andrew Mayne Aneta Jadowska Anna Bellon Anna Ekberg Anna Ficner-Ogonowska Anna Kańtoch Anna McPartlin Anna Niedbał Anna Todd Artur Chmielewski Bartosz Szczygielski Belinda Bauer Bonnie Kistler Bonnie Smith Whitehouse Brittainy C. Cherry Brittainy C.Cherry Brodi Ashton C.L. Tylor Camilla Läckberg Cara Hunter Caroline Kepnes Carolyn Egan Carolyne Faulkner Charlaine Harris Chloe Esposito Chris McGeorge Christine Feret-Fleury Claire King Colleen Hoover Corinne Sweet Cynthia D'Aprix Sweeney Cynthia Hand Dani Rabaiotti Daniel Nyari Dolores Redondo dr Richard Shepherd Elaine DePricne Elisa Albert Emma Farrarons Erica Spindler Erin Hunter Erwin Thoma Eva Pohler Fiona Barton Francis Duncan Fuminori Nakamura Gabriela Gargaś Gilly Macmillan Girl Online Glenda Millard Gwenda Bond Helen Russell Holly Ringland J. Sterling J.P. Monninger Jacek Dehnel Jakub Ćwiek Janice Y.K. Lee Jem Lester Jenna Evans Welch Jennifer L. Armentrout Jennifer L.Armentrout Jenny Han Jessica Khoury Jill McGrow Joanna Szarańska Jodi Meadows Joe Sugg John Corey Whaley Jojo Moyes Jolene Hart Jonh Anderws Jorge Cham & Daniel Whiteson Josh Malerman JP Delaney K.A Tucker Karen Dionne Karolina Wilczyńska Katarzyna Michalak Katarzyna Misiołek Kate Atkinson Katherine Webb Kayhryn Croft Keith Stuart Kelly Barnhill Kendall Ryan Kim Hlden Kim Holden Kimberly McCreight Kiran Millwood Hargrave Layla Wheldon Leisa Rayven Liebster Blog Award Linda Geddes Linia serc Lisa De Jong Lisa Hågensen Lorena Franco Louise Jensen Louise O'Neill Lucy Vine Mads Peder Nordbo Maeve Haran Magda Stachula Magdalena Witkiewicz Maggie Stiefvater Maja Lunde Marcin Wójcik Marie Benedict Markus Zusak Marta Guzowska Mary Beth Keane Maybe Someday Megan Miranda Meik Wiking Mia Sheridan Michaela DePrince Michał Gaszyński Michele Campbell Michelle Falkoff Michelle Frances Miranda Kenneally Natalia Sońska Natasza Socha Neil deGrasse Tyson Neil Gaiman Nicholas Sparks Nick Caruso Nicolas Sparks Paola Capriolo Paul Grossman Paula Hawkins Paulo Coelho Peternelle van Arsdale Philip Roth Piotr Wilkowiecki R.J.Palacio Rainbow Rowell rebecca Donovan Regina Brett Remigiusz Mróz Renata Chaczko S. R. Masters Sally Thorne Sandra Orzelska Sarah J. Maas Sarah Vaughan Saroo Brierley Shaun Bythell Stephanie Perkins Stuart Turton Susan Dennard Susan Mallery Sylwia Trojanowska Tammara Webber Tana French Tarryn Fisher Terry Brooks Tony Trixi Von Bulow Ule Hansen Valérie Tasso Wojciech Czusz Yann Martel Zbigniew Zborowski Zoe Sugg
Copyright © Maw reads