Wyścig śmierci - Maggie Stiefvater
Na wyspie Thisby rok rocznie odbywa się Wyścig Skorpiona, którego stawką jest życie lub śmierć. Jest on ściśle związany z wydarzeniami które mają miejsce w okolicy, gdy nastaje późna jesień. Bowiem w tym czasie ze wzburzonych wód morza zaczynają wynurzać się eich uisce - potężne konie morskie. To na nich najwięksi śmiałkowie, lub zwykli głupcy żądni sławy startują w wyścigu. Wierzchowce są niebezpieczne, łakną ludzkiej krwi. Jej zapach rozbudza mordercze żądze, a szum wody przywołuje do powrotu w morską otchłań. Jedni drżą w obawie o własne życie, inni zachwycają się tymi niezwykłymi stworzeniami.
Katie Pukc Cannolly należy do pierwszej grupy - jej obawy są mocno uzasadnione. Jednak decyduje się na udział w zawodach. To może być jedyna szansa na ocalenie rodzinnego domu i zapewnienie braciom godnego życia. Katie jest pierwszą dziewczyną, która podjęła próbę uczestnictwa w Wyścigu. Jej kandydatura budzi wiele kontrowersji wśród zawodników, są gotowi zrobić wiele, by pokrzyżować jej plany. Legendy głoszą, że kobieta na plaży przynosi pecha... Sean Kendrick natomiast podziwia niebezpieczne wierzchowce, jest jedyną osobą na wyspie, która w pewnym stopniu potrafi okiełznać każdą bestię, a jednocześnie najmocniejszym zawodnikiem w Wyścigu Skorpiona. Ma na swoim koncie cztery zwycięstwa i nie planuje odstąpić tytułu najlepszego jeźdźca, zwłaszcza w tym roku, kiedy stawka jest znacznie większa niż dotychczas.
Muszę się do czegoś przyznać. Nie należę do fanów powieści Maggie Stiefvater. Serię o Wilkołakach z Mercy Falls porzuciłam tak szybko, jak zaczęłam i przez jej pryzmat z góry oceniałam inne książki autorki. Wyścig śmierci miałam okazję już trzymać w łapkach, ale z jakiegoś powodu przerwałam lekturę bardzo szybko. Teraz wiem, że to był błąd i żałuję takiej decyzji, a jednocześnie cieszę się, że miałam okazję sięgnąć po ten tytuł raz jeszcze.
Powieść pozytywnie zaskoczyła mnie pod względem dopracowania szczegółów. Autorka skupiła się na stworzeniu wiarygodnego obrazu niebezpiecznych koni morskich, tradycji towarzyszącym przygotowaniom do zawodów i zasadom jakimi się rządzą. Tytuł jak i opis książki mogą dawać nadzieję na pełną akcji, brutalności i krwi historię (w końcu to wyścig śmierci!). Dlatego jej faktyczna zawartość dla niektórych może okazać się rozczarowaniem. Akcja wcale nie pędzi tak szybko - wręcz przeciwnie, sunie powolnie, od czasu do czasu zaskakując krwawą sceną. Przy tej okazji warto wspomnieć o mentalności mieszkańców Thisby i panującej wśród nich znieczulicy. To co przerażające dla czytelnika, zdaje się nie mieć wpływu na społeczeństwo. Drugą sprawą jest sam Wyścig. W trakcie lektury można się wiele o nim dowiedzieć, jednak na samo wydarzenie trzeba czekać aż do ostatnich stron. Wyczekane zawody przynoszą ogrom emocji i bez dwóch zdań warto dotrwać do tego momentu.
Wyścig Śmierci łączy w sobie motyw legend z powieścią obyczajową. Zwykła codzienność mieszkańców Thisby świetnie kontrastuje z niezwykłością morskich wierzchowców. Świetnie wykreowani bohaterowie i wzajemne relacje między nimi sprawiają, że książkę czyta się z zaciekawieniem związanym nie tylko z tytułowym wyścigiem, ale też zwykłym zainteresowaniem ich losami. Prowadzący przez książkę niespieszny bieg zdarzeń, który zazwyczaj okazuje się mocno drażniący, tym razem okazuje się budować napięcie i stwarzać klimat. Powieść Maggie Stiefvater była dla mnie niczym powiew świeżości wśród książek, które ostatnio czytałam. Wciągająca i oryginalna - zdecydowanie godna polecenia.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu YA!.