Trzy razy tak dla czytników! - Zatety posiadania czytnika.
Moja relacja z czytnikiem sięga 2015 roku, kiedy postanowiłam kupić go po raz pierwszy. To była skrajnie nieprzemyślana decyzja, ale wiedziałam, że jeśli w tej chwili nie będę go miała, to oszaleję. Macie tak czasami? Mnie się zdarza - ostatnio przy okazji kupowania szafki na buty... Kupiłam zatem czytnik, pierwszy lepszy, i przez całe dwa dni się z nim nie rozstawałam. Na pewno to znacie, ot, chwilowa fascynacja nową rzeczą. Po dwóch dniach odłożyłam go na półkę i tak przeleżał miesiąc. Aż w końcu stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie i odsprzedałam.
Już byłam pewna, że nigdy więcej, że nie potrzebuję. Że to tylko zwykły gadżet, który sprawi, że ludzie nie będą brać do rąk papierowych książek, i że z pewnością przyczyni się do zagłady świata. :) No i przecież papier, to papier, nic go nie zastąpi! W tej chwili nie wyobrażam sobie, że mogłabym go nie mieć. I nie tylko ja chętnie z niego korzystam, przekonał się także mój chłopak. Dzięki temu czyta częściej i więcej niż wcześniej.
Mój wybór padł na Pocketbook Touch Lux 3 z trzech względów.
Mój wybór padł na Pocketbook Touch Lux 3 z trzech względów.
- Posiada duże fizyczne przyciski, które są bardzo wygodne, oraz możliwość podświetlenia ekranu - obie te funkcje bardzo poprawiają komfort czytania.
- Czytniki Pocketbook oferują dostęp do aplikacji Legimi.
- Znałam już ten model, dokładnie taki był mój pierwszy czytnik.
Tym razem decyzja była przemyślana. Przeanalizowałam za i przeciw. Za wygrało zdecydowaną większością. Ci z Was, którzy prowadzą blogi książkowe w pewnym momencie na pewno zastanawiali się nad kupnem czytnika. To znacznie ułatwia i przyspiesza pracę.
Nie chciałabym Was na siłę przekonywać, że czytnik jest lepszy, niż książki papierowe, bo uważam, ze nie powinno się rozpatrywać kwestii posiadania/nie posiadania czytnika w ten sposób. Nigdy nie zrezygnuję z papierowych książek, ale uważam, ze wygodnie jest mieć czytnik. Przedstawię Wam 3 argumenty, które moim zdaniem przemawiają za posiadaniem go, po prostu.
Jest wygodny, lekki i zajmuje mało miejsca.
Nie raz zdarzyło mi się przerzucać z papierowej książki na jej wersję elektroniczną tylko dlatego, że niewygodnie trzymało mi się tę pierwszą w rękach, albo była zbyt ciężka. Jestem typem osoby, która uwielbia czytać w wannie i tam wolę zabrać ze sobą czytnik, dlatego że jest lżejszy. Jest mniejsze prawdopodobieństwo, że go upuszczę. Nie wyobrażam sobie podróży bez towarzystwa czytnika. W minione wakacje bardzo dużo (i długo) jeździłam. Pocketbook był ogromnym luksusem. Nie dość, że dzięki podświetleniu ekranu mogłam czytać nocą, to przez naprawdę długie godziny spędzone w pociągach mogłam do woli przebierać w książkach. W końcu czytnik zajmuje mało miejsca, a jest w stanie pomieścić tysiące tytułów. Pomyślcie tylko jak bardzo zmniejszają się ograniczenia, kiedy zapakujemy cały czytelniczy bagaż w to jedno niewielkie urządzenie.
Przyspiesza i ułatwia czytanie.
Nie do końca wiem dlaczego, ale znacznie szybciej kończę książki elektroniczne, niż papierowe. Może faktycznie wpływa na to czas zaoszczędzony przy przewracaniu stron? ;) Na pewno pomaga wielkość liter, którą możemy dostosować do swoich upodobań. Wiadomo - im drobniejszy druczek tym ciężej i wolniej się czyta. Ogromną zaletą Pocketbooka (nie wiem jak to jest z innymi czytnikami, ale przypuszczam, że każdy, niezależnie od firmy i modelu, który posiada łącze WiFi będzie miał taką funkcję) jest możliwość wyszukania nieznanego słowa w internecie. Wystarczy dłużej przytrzymać, kliknąć odpowiednią ikonkę i urządzenie samo przenosi nas do strony z wyjaśnieniem. To też idealne rozwiązanie dla osób, które chcą czytać po angielsku. Zagraniczne książki elektroniczne mają bardzo przystępne ceny. A jeśli posiadamy czytnik z wbudowanym słownikiem, to sprawa jest zupełnie prosta.